Dźwięki
lutni rozbrzmiewały w pobliskiej karczmie od samego wschodu słońca.
Tłum który się tam zebrał wsłuchiwał się w przyjemne melodie
które wychodziły spod palców artysty. Mężczyzna pochłonięty
graniem zapomniał całkowicie o otaczającym go świecie, teraz
liczyła się tylko gra. Nawet nie spostrzegł się kiedy jego syn
zszedł z góry i wyszedł z domu.
Młodzieniec sunął przed siebie z kapturem zaciągniętym na
głowę. Po wczorajszym incydencie z Elrikiem każdy w mieście mógł
go rozpoznać. Nie była to za ciekawa myśl ale niestety była
prawdziwa. Więc aby się za bardzo nie narażać postanowił że do
bazy dostanie się bocznymi uliczkami.
Kiedy
w końcu znalazł się przy włazie prowadzącym do kwatery ktoś go
zatrzymał. Tym kimś była mała,brudna i bezbronna dziewczynka.
Patrzyła się na ciemnowłosego swoimi szklistymi pełnymi smutku
oczami. On nie zwracając na nią uwagi otworzył przejście i stanął
w bezruchu. Ona wykorzystując okazję weszła w głąb korytarza.
Merkucjo zamknął wejście i ruszył przed siebie. Nie zwalniając
kroku chwycił dziewczynkę na ręce. Dziecko ulicy obróciło głowę
w jego stronę i spojrzało się na niego zdziwione. Mężczyzna
zostając wciąż obojętnym powiedział.
-Nie masz rodziny
i gdzie się podziać- stwierdził chłodno.- Od teraz będziesz
jedną z nas.
Kiedy
wszedł do głównej części bazy spotkał się z wytrzeszczonymi
szeroko oczami swoich podwładnych. Przeszedł koło nich obojętnie
i podszedł do swojej zastępczyni.
-Wraz z
rozpoczęciem szkolenia tej małej przejmujesz władzę nad Bractwem
Sztyletu.-powiedział i postawił małą na ziemi.
-Ale jak ja
przejmuję? A co z tobą?!-wykrzyknęła zdziwiona.
-Ciszej...-mruknął.-
Wczoraj ten facet...dał mi szansę którą mam zamiar wykorzystać.
-Szef to zawsze
taki tajemniczy!-naburmuszyła się.-Wiem że nic więcej się nie
dowiem w tej sprawie więc zapytam się o nią.-wskazała na swoją
nową podopieczną.-Po co przyprowadzasz do nas jakieś bezdomne
dziecko? W mieście wiele jest takich, czemu akurat tą?
-Jeszcze nikomu
nie udało się podążać za mną tak żebym się nie zorientował,
ona jest pierwsza.-uśmiechnął się lekko.- Młoda, jak masz na
imię?
-Azalia Mira Rosa
proszę pana...-odpowiedziała, a następnie speszona utkwiła wzrok
w ziemi.
Dziewczynka wyglądała na około 7 lat. Posiadała
jasnobrązowe dość długie włosy. Było widać na pierwszy rzut
oka że jest strasznie niedożywiona. Szmaty jakie miała na sobie
wisiały na niej jak worek.
-Więc Azalio, to
jest Agatha, twoja opiekunka i mentorka. Będzie się tobą
opiekować.-zwrócił się do niej klękając aby znaleźć się na
jej wysokości.
-A czemu pan się
nie będzie mną opiekować?-zapytała patrząc się na niego.
-Odchodzę stąd
na jakiś czas.-odpowiedział zdawkowo i wstał.-Rome! Zaopatrz ją w
jakieś...porządne ciuchy.
Blondyn
podbiegł szybko do Arronia i zabrał ze sobą brązowowłosą płeć
piękną. Ta obracała się co chwilę aż w końcu kontakt został
zerwany gdyż zniknęła w jednym z korytarzy.
-Pierwszy raz
widzę szefa z takim uśmiechem na twarzy.-skomentowała kobieta.
-Sugerujesz
coś?-syknął wkurzony.
-Już nie, już
jest szef normalny!-pisnęła lekko przerażona odsuwając się.
-Te! Gromado
słuchać!-wydarł się siedemnastolatek.- Od teraz naszą „małą”
gildią przewodzić będzie Agatha, to tyle!
Chłopak
następnie ruszył ku wyjściu, ignorując przy tym wszystkie
sprzeciwy jak i pytania. Niech przywódczyni się tłumaczy. On już
tutaj nie rządzi.
Promienie słońca
padły na jego twarz kiedy wyszedł z korytarza. Postanowił że uda
się do pobliskiej biblioteki aby dowiedzieć się czegoś więcej o
akademii do której ma się udać. Jako że owe miejsce znajdowało
się na głównej ulicy nie było możliwości by chodzić mniej
uczęszczanymi uliczkami.
-Albo jestem
przewrażliwiony, albo wszyscy się na mnie patrzą-mruknął pod
nosem i wszedł szybko do jednego z budynków.
Ciemność
jaka tam panowała zmusiła go na odczekanie chwili aby jego wzrok
mógł się przyzwyczaić do niej. Kiedy tak się stało ruszył w
głąb ogromnego pomieszczenia. Znalazł się na dziele ze spisem
szkół. Przejrzenie wszystkich teczek, ksiąg i zwojów zajęło mu
dobre dwie godziny. W końcu miłosierny bibliotekarz przyszedł mu
na pomoc.
-Młodzieńcze...czego
szukasz? Mogę pomóc -powiedział uśmiechając się lekko. Mimo iż
był elfem było widać po nim że przeżył już duży kawał czasu.
-Ech...szukam
informacji na temat Akademii Wybrańców...-odpowiedział zmęczony
już szukaniem.
-Skoro chcesz się
czegoś o niej dowiedzieć to czemu szukałeś tutaj?-zdziwił się
niezwykle.-Powinieneś znaleźć jakieś zapiski o niej w dziale
fantasy...lub legend...sam już nie wiem, jednak na pewno w jednej z
tych.
-Ah...rozumiem,
bardzo dziękuje!-odpowiedział zdziwiony i ruszył w miejsce
wytycznych.
Bez
problemu udało mu się odnaleźć książkę o uczelni dla
wybranych. Jednak to co się tam znajdowało nie zadowoliło go. Było
tam napisane kiedy powstała i w jakich okolicznościach jednak nic
więcej.
-Dziwne...skoro
to legenda to czemu nie ma nic więcej...toż to się kupy nie
trzyma!-ostatnią część zdania wykrzyczał w duchu.
Jako że
było już dość późno postanowił że wróci do domu. Wychodząc
z budynku poprawił kaptur i rozejrzał się. Uliczka zwykle ruchliwa
teraz wyglądała jakby w okolicy nie było żadnej żywej duszy.
-Wymarłe
Miasto...-powiedział ze „wzgardą”-...podoba mi
się...-stwierdził w końcu.
Chłopak
szedł przed siebie. Od miejsca, które zwał domem dzieliło go
około 5 przecznic. Czas tak szybko mu upłynął w skarbnicy wiedzy,
że kiedy wychodził na dworze panowała już od jakiegoś czasu noc.
-Jutro
wyruszę...nic mnie tu nie trzyma...chyba...-skwitował obracając
się szybko.
Przeczucie znów
go nie zawiodło. Gdyby obrócił się sekundę później mogłoby
się to dla niego źle skończyć. Dzięki swojemu refleksowi udało
mu się wyjąć swój jakże sprytnie ukryty sztylet i sparować
uderzenie przeciwnika.
-Kim
jesteś?!-warknął do nieznajomego.
Nie
otrzymawszy odpowiedzi Merkucjo zwinnie wyjął swój drugi sztylet i
ugodził swego przeciwnika w brzuch, następnie wyszarpnął go
szybko sprawiając przy tym napastnikowi większe cierpienie. Tamten
syknął z bólu i upadł na ziemię. Chłopak bez skrupułów
zajrzał do sakiewki swojego niedoszłego zabójcy. Znaleziony tam
liścik wszystko mu wyjaśnił. Teraz pogrążony w myślach ponownie
ruszył w stronę domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz