czwartek, 5 czerwca 2014

Oczami Rosel

- Gdzie on... - patrzył z niedowierzaniem kucharz. Nie miał pojęcia co się przed chwilą wydarzyło. Do miasta elfów nie przyszła nigdy nawet jedna osoba, dająca elfowi i to tak młodemu list z Akademii Wybrańców. Ro Usiadła wzdychając cicho. Patrzyła na kartki i nie odrywała od nich wzroku. Zastanawiała się czy jest gotowa na taką podróż. Kucharz usiadł koło niej kładąc jej rękę na ramię.
- Połóż się i prześpij, już jest późno. Nazbierasz sił i może już jutro wyruszysz.
- Ale... Ale ja nie jestem pewna czy dam radę.
- Jesteś silną, mądrą dziewczyną. Dostałaś szansę o jakiej wiele osób może tylko pomarzyć. Nie musisz się o nic martwić. Zaopiekuje się Lio i będziemy tu na ciebie cierpliwie czekać.
Po tych słowach Rosel uśmiechnęła się i przytuliła go.
- Dziękuje- powiedziała puszczając kucharza i powoli odchodząc na górę do swego pokoju. Weszła i rzuciła się na łóżko. Nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć. To wszystko stało się tak szybko. Patrząc na sufit i zastanawiając się nad swoimi dalszymi losami, zasnęła.
~Następnego Dnia~
- Pobudka... Już ósma rano Rosel.
Otworzyła oczy i zobaczyła zamazaną postać. Dojrzała czapkę kucharską po której od razu zorientowała się, że to Pan John. Przetarła oczy a więc przez chwile wszystko co widziała było rozmazane. Podniosła się i ujrzała jakieś ubranie i plecak.
- Co to?- Zapytała.
-To są twoje ubrania, prowiant, łuk, strzały i miecz na podróż. Od piątej rano nie mogłem spać, gdyż byłem bardzo przejęty twoim wyjazdem. Uznałem żeby w ten czas Cię przygotować więc przygotowałem Ci prowiant na drogę, a Lio skoczył do sklepu po strój, strzały oraz miecz.
   Rosel nie wiedziała co ma powiedzieć. To było takie miłe z ich strony. Wstała i zaczęła przeglądać przygotowane dla niej rzeczy.Jej wzrok przykuł lśniący biały strój. Następnie z mniejszym zapałem obejrzała miecz.
- Dziękuuuje!- Rzuciła się z podziękowaniami na szyje kucharza. Następnie przytuliła Lio.
   Po krótkiej rozmowie nadszedł czas aby Rosel ruszyła w drogę. Pożegnała się z rodziną i Lucky'm.             Wyszła z domu postanawiając, że nie będzie obracać się za siebie. Wyciągnęła z torby mapę i ruszyła we wskazanym na niej  kierunku. Szła przed siebie z optymistycznym nastawieniem. Była szczęśliwa, że dostała taką szansę. Idąc wzdłuż drogi, którą mała wyjść z miasteczka spotkała kilku znajomych, którzy życzyli jej powodzenia i tulili ją na pożegnanie. "Odwiedź nas w wolnym czasie!"- krzyczeli co niektórzy.
- Ciekawe jak tam jest i jak będzie wyglądała ta szkoła. Pewnie poznam wielu nowych znajomych!- Mówiła sama do siebie z uśmiechem na twarzy ściskając w dłoni broszkę od jej ukochanego naszyjnika, z którym się nigdy nie rozstawała.
   Nie śpieszyło się jej z dojściem na miejsce. Szła powoli rozglądając się to na lewo to na prawo. Zauroczył ją wygląd pięknych kolorowych kwiatów kwitnących przy drodze. Zrywała je i wąchała. Uwielbiała ten zapach natury. Miała wielką nadzieje, że koło szkoły będzie jakiś porządny i duży ogród, którym będzie mogła się zajmować i odprężać w wolnym czasie. Za domem miała swój mały ogródek. Opiekowała się nim codziennie. Było w nim dużo rodzajów kwiatów. Znajdowały się w nim także bardzo rzadkie rośliny czy owoce.
   Nagle stanęła w miejscu nie odrywając wzroku od tego co napotkała. To był ten las, ten zakazany.
- Jak to mam wejść do zakazanego lasu?... Może poszłam w złym kierunku- zastanawiała się uważnie patrząc na mapę.
- Mam stu procentową pewność, że idę dobrze... To musi być tędy.
   Ruszyła na przód sprawdzając czy nikt jej nie widzi. Mogła by ja spotkać surowa kara za to, że wkroczyła do lasu. Z drugiej strony, bardzo cieszyła się, że mapa prowadzi ją tędy. Była bardzo ciekawska więc i tak za jakiś czas zapuściła by się w nieznane, aby poznać z jakiego powodu elfy nie mogą tam wchodzić. Tym razem przynajmniej miała wymówkę, że musi iść tędy aby dotrzeć do akademii. Weszła na jego teren bacznie obserwując wszystko wokół. Nie rozumiała czemu jest zakazany. Ten las był przepiękny. Wszędzie gdzie się spojrzało były piękne rośliny, ciekawe zwierzęta i dość rzadko spotykane owady. Mówiąc w skrócie ten las tętnił życiem. Przysiadła na chwilę aby zobaczyć co przyszykował jej Pan John. Gdy otworzyła torbę zauważyła papierek.
- Zapomniała bym na śmierć! Miałam przecież to otworzyć. Ciekawe co to jest...- Rozwinęła zwitek.
Nagle zrobiło się strasznie jasno, a papierek poleciał w górę. Okoliczne zwierzęta pochowały się i pouciekały. Gdy magiczna aura zaczęła przygasać oczom Ro ukazał się potężny czarny gryf. 
-Witaj, nazywam się Negro i od dziś będę twym towarzyszem- Powiedział stwór kłaniając się i wykonując gest skrzydłem jak prawdziwy dżentelmen. 
- Łaaaaał!- Odrzekła Ro. Nie wiedziała co powiedzieć gdyż nigdy nie witała się z gryfem. Nie była zszokowana, raczej zaciekawiona. W głowie kłębiło jej się mnóstwo pytań, lecz zaczął zapadać zmrok i wolała znaleźć miejsce, w którym się schowają i przenocują.
 A więc szli dalej razem. Gryf latał wysoko nad koronami drzew, a Ro szła na dole oglądając jakie jeszcze sekrety kryje przed nią zakazany las. 

Nagle usłyszała szelest w krzakach w oddali. Gryf zleciał i wyczulił wszystkie zmysły, aby dojrzeć źródło hałasu. Ro napięła łuk i wycelowała w krzaki...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz