- Wiesz Rosel... - zaczął zakłopotany Elrik drapiąc się w tył głowy. - Tak się teraz namyśliłem że lepiej by było pozwiedzać tereny za budynkiem. Po co potem schodzić na dół po tych schodach skoro teraz możemy tam pójść.
- Ouch... okej! - powiedziała niezrażona.
- Więc chodźmy! - zarządziła dyrektorka.
Cała kompania ruszyła za kobietą w stronę drzwi wyjściowych. Kiedy wyszli ze szkoły znaleźli się na ogromnym dziedzińcu. Był on w kształcie koła i odgrodzony ścianą drzew od strony bramy wjazdowej. Od niego prowadziły dwie główne ścieżki, którymi można było wjechać lub wyjechać z parceli.
- Odbywają się tutaj także zajęcia związane z walką, czasami magią oraz sportem. Przy większych uroczystościach będziecie proszeni aby przybyć tutaj na zbiórkę. W święta zimowe stoi tutaj drzewko, dziwny zwyczaj ludzi, który przyjął się nawet u nas. A tak to są tu organizowane konkursy i różne takie atrakcje. Za dziedzińcem są tereny zielone, można się położyć, poćwiczyć lub bawić się z towarzyszem, pełna dowolność. To może teraz do stajni?
Wszyscy zgodnie ruszyli w podanym kierunku. Owy budynek znajdował się na prawo od bramy i był naprawdę okazały. Piękna drewniana konstrukcja aż sama zachęcała aby wejść do środka.
- Tylko nie spal nic... - rzucił od niechcenia chłopak w stronę mantikory.
- Moich pysznych ziomków miał bym upiec? - zapytał niewinnie, lecz kiedy spotkał się z chłodnym wzrokiem pana, zamilkł.
Dyrektorka, a za nią dwóch nauczycieli, wkroczyła do środka wyczekując na uczniów, którzy dość mozolnie rozpoczęli zwiedzanie. Po chwili w środku znalazła się elfka, a za nią człowiek ze skruszonym potworem u boku.
- Jakie to duże! - wykrzyknęła spoglądając na pomieszczenie od środka. - Ile tu...zwierząt!
- Konie, pegazy, jednorożce i pegazo-jednorożce - zaśmiał się Elrik. - I takie tam różne koniowate. Gdzieś tu nawet moi towarzysze powinni być... - powiedział i ruszył w głąb.
- Elriku! Nie mamy na to czasu! - wykrzyknęła dyrektorka za mężczyzną.
On tylko zbył ją skinieniem ręki i szedł dalej. Wampirzyca spojrzała się na niego zdegustowana.
-Twoja niekompetencja czasami mnie powala, nie powinieneś mieć podopiecznego! - dodała cała czerwona na twarzy.
- Możecie iść beze mnie! Dogonię was! - odpowiedział obracając lekko głowę w ich stronę.
- Jak dziecko... - skomentowała Amanda chwytając się za głowę. - Dobrze w takim razie ruszajmy dalej...
Tym razem w mniejszym składzie wyszli ze stajni i ruszyli w stronę kolejnych zagród dla magicznych stworzeń z wyjątkiem tych koniowatych. Znajdowały się one na lewo od bramy przez co została zachowana symetria całego terenu.
Ten budynek dla odmiany zbudowany był z jasnych cegieł. Wydawał się być większy od poprzedniego. Przed wejściem po obu stronach od drewnianych potężnych drzwi znajdowały się dwa małe drzewka w doniczkach. Hideo otworzył drzwi i przepuścił w nich Amandę, następnie sam wszedł do środka. Merkucjo zatrzymał się obok drzewka i mruknął do siebie.
- Jabłonka?
- Co mówisz Merek? - zapytała z zaciekawieniem Rosel.
- O czym dyskutujecie? - zapytał Elrik, który nagle pojawił się obok nich. - Kiedy tu posadzili bananowca? - zapytał drapiąc się w tył głowy.
- To jest jabłoń - stwierdził chłopak.
- Nie? To jest kokos! - zaśmiała się Rosel. - Daltoniści...
Opiekun wraz ze swoim uczniem spoglądali na elfkę z szeroko otwartymi oczami, ta nie przejmowała się nimi i cały czas trwała z szerokim uśmiechem na ustach. Po chwili z budynku wyszedł Hideo poddenerwowany całą sprawą.
- Wiem, że ci tutaj to bałwany, ale ty Elriku? Nie znasz podstawowych roślin, naprawdę? - powiedział dość ostro, ale z politowaniem dla współpracownika.
- Proszę pani! Czy bałwan to przypadkiem nie jest bożek?! - wykrzyknęła Ro w stronę dyrektorki.
- Tak, a czemu pytasz? - zapytała kobieta wychodząc z budynku.
- Bo pan Hideo nazwał nas bałwanami, jesteśmy dla pana bożkami? Czy pan wierzy w wielu bogów? - zabłysnęła wiedzą Ro, w trochę złym momencie.
- Bałwochwalstwo...politeizm... - mruknął kręcąc w geście politowania chłopak.
- Wy! - warknął Hideo.
- Chodźmy dalej bo zaraz poleje się krew! Jednak to nie będzie moja krew! - wykrzyknęła jakże jadowitym głosem Amanda i cofnęła się do budowli.
Wszyscy posłusznie jak baranki ruszyli w ślady dyrektorki. Stajnia od wewnątrz prezentowała się jeszcze lepiej niż z dworu. Na samym wejściu znajdował się pokaźny kominek, a obok niego kolejne drzewka. Na lewo znajdowały się schody prowadzące w górę jak i dół, a za nimi ciągnął się ogromny korytarz z masą drzwi.
- A więc tak młodzieży, za każdymi z tych drzwi znajduje się inny gatunek towarzyszy. Wystarczy przejść do odpowiednich drzwi i przenieść się do ich naturalnego środowiska. Jest to nadzwyczaj łatwe gdyż wystarczy przejść przez portal. Na dobry początek wybierzcie sobie jeden kolor. Zaraz sprawdzicie co tam jest - wytłumaczył na spokojnie Elrik.
- To ja dla odmiany chcę czarny! - wykrzyknęła uczennica.
Amdeus spojrzał na nią znacząco, następnie wskazał reszcie by poszli za nim, a sam skierował się schodami w dół. Rosel spojrzała się na Merkucja, ale ten zignorował ją. Lekko przestraszona ruszyła za mężczyzną. Zeszli po schodach jeszcze z 2 piętra niżej. Młody mag zaprowadził ich na praktycznie sam koniec korytarza. Stanął w odstępie dwóch metrów od drzwi i wzrokiem pokazał Ro żeby je otworzyła. Elfka otworzyła te drzwi i od razu zamknęła.
- Mi już wystarczy! - powiedziała zlana potem.
- Czego się tak boisz? Ech... - westchnął chłopak i podszedł do drzwi, następnie je otworzył, a potem zamknął równie szybko jak jego poprzedniczka. - Możemy iść dalej... - wysapał opierając się o pobliską ścianę.
- Tak, tak chodźmy! - zawtórowała mu towarzyszka.
Nauczyciele spojrzeli się po sobie znacząco i ruszyli ku dalszemu zwiedzaniu. Wszyscy ruszyli za Elrikiem i już po chwili znaleźli się na parterze. Wyszli z budynku i udali się w stronę areny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz