czwartek, 12 listopada 2015

Z punktu widzenia wybrańców

 Z każdym krokiem postawionym ku arenie, nowicjuszy ogarniał ogrom tamtego miejsca. Z pewnością mogła pomieścić około miliona istot, co było dość przytłaczające.
- W tym miejscu będziecie doznawać wielu nieprzyjemnych chwil, które będą obserwowane przez parę setek, tysięcy, a czasami miliony ślepi. To moje ulubione miejsce...zbudowane na fundamentach zaschniętej krwi i łez przegranych, a czasami nawet martwych ciał - rozmarzył się Hideo. - A jak wam się podoba? - zerknął na wybrańców ze zwycięską miną.
- Mnie się to nie podoba, nie wiem jak panu...architektura taka zacofana...i ogólnie ten co to stworzył to chyba miał wypite... - wypowiedziała się z pełną powagą Rosel. - A co ty myślisz Meruś?
 Chłopak z uniesioną jedną brwią ku górze wpatrywał się w elfkę. Najwidoczniej długo się zastanawiał nad doborem słów, gdyż wzrok miał wyjątkowo rozbiegany.
- Nie wiem czemu? Jak to możliwe i co mi się stało? Chyba się zatrułem... - powiedział, a to ostatnie mruknął jakby do siebie. - Muszę się z Tobą zgodzić, ale tylko co do budowy tego, bo reszta to fajna...jak dla sadystów - syknął i uśmiechnął się szyderczo, patrząc głęboko w oczy wężołaka.
- W rzeczy samej - odparł twierdząco Rudis.
- A co pan o tym myśli, panie Fox? - uśmiechnęła się zielonowłosa.
- Rosel lepiej nie... - szepnęła do niej dyrektora, ale było za późno.
 Wszyscy spojrzeli się na młodego nauczyciela, od którego w tej chwili dało się wyczuć aurę, którą wytwarza tylko wkurzony smok. Oznaczało to, że było źle, bardzo źle. Elrik z opuszczoną do tej pory głową uniósł ją powoli do góry. Jego wzrok w tej chwili mógł przeszyć nawet skamieniałe serce jego wężowatego przyjaciela.
- Moi kochani... - wysyczał jadowicie. - Ja to projektowałem! - wykrzyknął i chwycił nic nie spodziewających się uczniów za gardła i podniósł do góry. - Ale... - westchnął. - Wybaczam wam! - przytulił ich szybko i uśmiechnął się. - Jak ja kocham młodziaków - wyćwierkał wręcz.
- Co?! - wykrzyknęli w jednej chwili. - Co?!
- Jaka synchronizacja! - zaśmiała się Amanda. - Chodźcie już, bo nigdy tego nie zwiedzimy!
 Elrik, jak gdyby nigdy nic, puścił uczniów i ruszył w siną dal. Wszyscy zachowywali się jakby to było choć odrobinę normalne, a nie było, przynajmniej nie dla nowych.
 Kiedy cała kompania znalazła się na terenie koloseum, szczęki im opadły, mogłyby tu na spokojnie walczyć dwa smoki, a i tak by nie zabrakło przestrzeni. Miejsce dla widowni znajdowało się na wysokości 5 metrów, a kończyło na 20. Prowadziło tam wiele przejść normalnych, a nawet tych podziemnych.
- Aktualnie jak widzicie, odbywają się tutaj zajęcia, w których wy będzie uczestniczyć już w czwartek - powiedział wesoło mag.
- W czwartek?! Dopieeero? - zawyła smutno elfka.
- O kogo tu mamy?! - krzyknął Apollo. - Nowi, nowa krew! - uśmiechnął się błyskając białymi zębami.
- Tak, świeże mięso przyszło - zaśmiała się wampirzyca, a wybrańcom przeszedł dreszcz po plecach, a Merkucjowi nie tylko dreszcz.
 Ten już niestety leżał na ziemi, z kimś na sobie, lecz nie widział zbyt dużo ponieważ blond włosy zasłaniały mu wszystko. Po chwili ciężar drugiej osoby przestał ugniatać jego ciało. Postać uniosła się na rękach i patrzyła na niego wesoło. Okazała się być to elfka o dość dobrych walorach ciała i ładnej, młodej, twarzy.
- Meruś, czy ty masz dziewczynę?! - wykrzyknęła Rosel. - Czemu nic nie powiedziałeś? - mruknęła robiąc smutną minę.
- Co? Nie! Że co?! - warknął w końcu, otrząsając się ze stanu otumanienia. - Kto ty?! - warknął leżąc jak kłoda na ziemi.
- Azaliaaa! - zawył z wyrzutem i smutkiem Apollo podnosząc kobietę. - On jest za młody i za brzydki - stwierdził robiąc maślane oczka do kobiety.
 Uczniowie zainteresowani całą sytuacją podbiegli do zbiorowiska i szeptali między sobą.
- O patrzcie! Nowi, a już zwracają na siebie całą uwagę nauczycieli! Uświadomię was świeżaki, nie jest to szkoła prywatna - warknęła patrząc wyniośle na całą sytuację.
- I mówi to panna Serena, która jest tą całą ocalałą z wielkiej katastrofy swego ludu i wychowaną przez starszyznę swej rasy. Ojej twoja publika się rozeszła, jak mi przykro... - zironizował jej częste zachowanie biały elf, wychodząc z tłumu.
- Czy ty musisz się zawsze wtrącać, marna podróbko bałwana?! - warknęła na niego dziewczyna.
- Twój geniusz twórczy mnie powala - mruknął z zażenowaniem. - ale tak muszę się wtrącać, gdyż kto inny obroni tego wapatoka i tę łagodnej urody łanię naszego pokroju gatunkowego? - odezwał się jak zwykle poważnie przenosząc wzrok z bruneta na zielonowłosą i zatrzymując na niej wzrok.
- Czym ja jestem? - syknął wkurzony Merkucjo.
- Meruś... - szepnęła do niego Ro. - Nie chcesz wiedzieć co to znaczy - stwierdziła poważnie.
- Wapatok to obraźliwe określenie na rasę ludzką, mające na celu wytknięcie im braku nadzwyczajnych umiejętności, czyli zatrzymaniu się w ewolucji - streścił szybko Apollo.
- Ja ci dam wapatoka, Śnieżynko! - bąknął chłopak, chwytając za rękojeści sztyletów.
- Meruś uspokój się! - poprosiła Rosel chwytając go za rękaw.
- Nie jestem Meruś! - warknął wyrywając się jej.
- Jak możesz się tak zwracać do damy?! - oburzył się albinos.
- No właśnie Meruś jak możesz?! - zawtórowała elfowi elfka.
- Aaagh! - wykrzyknął człowiek. - Ether! Szkarado! - krzyknął nagle.
- He? - odjęknął stwór, który nagle się tam pojawił.
- Przydasz się! - warknął. - Zjedz ich!
- Nie no, będę mieć niestrawności... - starał się zachować powagę stwór.
- Tooo... - zaczęła kompanka chłopaka. - Jestem Rosel, w skrócie Ro. Miło mi was poznać! - zaśmiała się wesoło wyciągając rękę do białowłosego, a potem do białowłosej.
- Wielki zaszczyt mi przypadł poznając ciebie, dla twej osoby jestem Tsu - pochwycił jej dłoń i ucałował.
 Całą wyniosłą atmosferę, zepsuła druga osoba czekająca na przywitanie się z nową.
- Nie lubię cię - odpowiedziała krótko patrząc świeżakowi głęboko w oczy.
- Hihi - zaśmiała się zdziwiona Ro. - Co?
- No, nie słyszysz? - odpowiedziała zadufana.
- To może na rozładowanie emocji pójdziemy zwiedzać dalej? - zapytał zakłopotany Elrik.
- Nie! - wykrzyknęła panna Arquero. - Skoro jesteśmy na arenie to może zawalczymy? - spojrzała się znacząco na nową rywalkę.
- A czemu by nie?! - zaśmiał się wesoło Apollo. - Dobry pomysł, co nie Azalia?
- Rzeczywiście dobry - uśmiechnęła się. - Nowi zawalczą, a my ocenimy ich umiejętności!
 Merkucjo spojrzał się spode łba na towarzyszkę, która aż z negatywnych emocji drżała. Nie bardzo podobał się mu ten pomysł, ale jego obowiązkiem było stworzenie wokół siebie muru niebezpiecznego i oschłego człowieka.
- Nie ma problemu - odpowiedział ku zdziwieniu reszty.
- Więc, niech rozpoczną się pojedynki! - wykrzyknęli razem nauczyciele od walk.

poniedziałek, 13 lipca 2015

Z punktu widzenia wybrańców

- Wiesz Rosel... - zaczął zakłopotany Elrik drapiąc się w tył głowy. - Tak się teraz namyśliłem że lepiej by było pozwiedzać tereny za budynkiem. Po co potem schodzić na dół po tych schodach skoro teraz możemy tam pójść.
- Ouch... okej! - powiedziała niezrażona.
- Więc chodźmy! - zarządziła dyrektorka.
 Cała kompania ruszyła za kobietą w stronę drzwi wyjściowych. Kiedy wyszli ze szkoły znaleźli się na ogromnym dziedzińcu. Był on w kształcie koła i odgrodzony ścianą drzew od strony bramy wjazdowej. Od niego prowadziły dwie główne ścieżki, którymi można było wjechać lub wyjechać z parceli.
- Odbywają się tutaj także zajęcia związane z walką, czasami magią oraz sportem. Przy większych uroczystościach będziecie proszeni aby przybyć tutaj na zbiórkę. W święta zimowe stoi tutaj drzewko, dziwny zwyczaj ludzi, który przyjął się nawet u nas. A tak to są tu organizowane konkursy i różne takie atrakcje. Za dziedzińcem są tereny zielone, można się położyć, poćwiczyć lub bawić się z towarzyszem, pełna dowolność. To może teraz do stajni?
 Wszyscy zgodnie ruszyli w podanym kierunku. Owy budynek znajdował się na prawo od bramy i był naprawdę okazały. Piękna drewniana konstrukcja aż sama zachęcała aby wejść do środka.
- Tylko nie spal nic... - rzucił od niechcenia chłopak w stronę mantikory.
- Moich pysznych ziomków miał bym upiec? - zapytał niewinnie, lecz kiedy spotkał się z chłodnym wzrokiem pana, zamilkł.
 Dyrektorka, a za nią dwóch nauczycieli, wkroczyła do środka wyczekując na uczniów, którzy dość mozolnie rozpoczęli zwiedzanie. Po chwili w środku znalazła się elfka, a za nią człowiek ze skruszonym potworem u boku.
- Jakie to duże! - wykrzyknęła spoglądając na pomieszczenie od środka. - Ile tu...zwierząt!
- Konie, pegazy, jednorożce i pegazo-jednorożce - zaśmiał się Elrik. - I takie tam różne koniowate. Gdzieś tu nawet moi towarzysze powinni być... - powiedział i ruszył w głąb.
- Elriku! Nie mamy na to czasu! - wykrzyknęła dyrektorka za mężczyzną.
 On tylko zbył ją skinieniem ręki i szedł dalej. Wampirzyca spojrzała się na niego zdegustowana.
-Twoja niekompetencja czasami mnie powala, nie powinieneś mieć podopiecznego! - dodała cała czerwona na twarzy.
- Możecie iść beze mnie! Dogonię was! - odpowiedział obracając lekko głowę w ich stronę.
- Jak dziecko... - skomentowała Amanda chwytając się za głowę. - Dobrze w takim razie ruszajmy dalej...
 Tym razem w mniejszym składzie wyszli ze stajni i ruszyli w stronę kolejnych zagród dla magicznych stworzeń z wyjątkiem tych koniowatych. Znajdowały się one na lewo od bramy przez co została zachowana symetria całego terenu.
 Ten budynek dla odmiany zbudowany był z jasnych cegieł. Wydawał się być większy od poprzedniego. Przed wejściem po obu stronach od drewnianych potężnych drzwi znajdowały się dwa małe drzewka w doniczkach. Hideo otworzył drzwi i przepuścił w nich Amandę, następnie sam wszedł do środka. Merkucjo zatrzymał się obok drzewka i mruknął do siebie.
- Jabłonka?
- Co mówisz Merek? - zapytała z zaciekawieniem Rosel.
- O czym dyskutujecie? - zapytał Elrik, który nagle pojawił się obok nich. - Kiedy tu posadzili bananowca? - zapytał drapiąc się w tył głowy.
- To jest jabłoń - stwierdził chłopak.
- Nie? To jest kokos! - zaśmiała się Rosel. - Daltoniści...
 Opiekun wraz ze swoim uczniem spoglądali na elfkę z szeroko otwartymi oczami, ta nie przejmowała się nimi i cały czas trwała z szerokim uśmiechem na ustach. Po chwili z budynku wyszedł Hideo poddenerwowany całą sprawą.
- Wiem, że ci tutaj to bałwany, ale ty Elriku? Nie znasz podstawowych roślin, naprawdę? - powiedział dość ostro, ale z politowaniem dla współpracownika.
- Proszę pani! Czy bałwan to przypadkiem nie jest bożek?! - wykrzyknęła Ro w stronę dyrektorki.
- Tak, a czemu pytasz? - zapytała kobieta wychodząc z budynku.
- Bo pan Hideo nazwał nas bałwanami, jesteśmy dla pana bożkami? Czy pan wierzy w wielu bogów? - zabłysnęła wiedzą Ro, w trochę złym momencie.
- Bałwochwalstwo...politeizm... - mruknął kręcąc w geście politowania chłopak.
- Wy! - warknął Hideo.
- Chodźmy dalej bo zaraz poleje się krew! Jednak to nie będzie moja krew! - wykrzyknęła jakże jadowitym głosem Amanda i cofnęła się do budowli.
 Wszyscy posłusznie jak baranki ruszyli w ślady dyrektorki. Stajnia od wewnątrz prezentowała się jeszcze lepiej niż z dworu. Na samym wejściu znajdował się pokaźny kominek, a obok niego kolejne drzewka. Na lewo znajdowały się schody prowadzące w górę jak i dół, a za nimi ciągnął się ogromny korytarz z masą drzwi.
- A więc tak młodzieży, za każdymi z tych drzwi znajduje się inny gatunek towarzyszy. Wystarczy przejść do odpowiednich drzwi i przenieść się do ich naturalnego środowiska. Jest to nadzwyczaj łatwe gdyż wystarczy przejść przez portal. Na dobry początek wybierzcie sobie jeden kolor. Zaraz sprawdzicie co tam jest - wytłumaczył na spokojnie Elrik.
- To ja dla odmiany chcę czarny! - wykrzyknęła uczennica.
 Amdeus spojrzał na nią znacząco, następnie wskazał reszcie by poszli za nim, a sam skierował się schodami w dół. Rosel spojrzała się na Merkucja, ale ten zignorował ją. Lekko przestraszona ruszyła za mężczyzną. Zeszli po schodach jeszcze z 2 piętra niżej. Młody mag zaprowadził ich na praktycznie sam koniec korytarza. Stanął w odstępie dwóch metrów od drzwi i wzrokiem pokazał Ro żeby je otworzyła. Elfka otworzyła te drzwi i od razu zamknęła.
- Mi już wystarczy! - powiedziała zlana potem.
- Czego się tak boisz? Ech... - westchnął chłopak i podszedł do drzwi, następnie je otworzył, a potem zamknął równie szybko jak jego poprzedniczka. - Możemy iść dalej... - wysapał opierając się o pobliską ścianę.
- Tak, tak chodźmy! - zawtórowała mu towarzyszka.
 Nauczyciele spojrzeli się po sobie znacząco i ruszyli ku dalszemu zwiedzaniu. Wszyscy ruszyli za Elrikiem i już po chwili znaleźli się na parterze. Wyszli z budynku i udali się w stronę areny.