wtorek, 19 sierpnia 2014

Z punktu widzenia wybrańców

#Wybrańcy#
 Krocząc wśród ciemności panujących na zewnątrz podążali w stronę potężnych drewnianych, okutych w blachę drzwi. Prowadziły one, jak się potem dowiedzieli, do ogromnego holu. Szli po fioletowo-błękitnym dywanie, który był rozłożony na całej długości sali, prowadząc aż do schodów, a zarazem po nich. Cały zamek, a w tym hol, oświetlony był pochodniami znajdującymi się na ścianach. Dyrektorka zatrzymała się przed schodami i odwróciła w stronę reszty.
-Jutro dokładniej zwiedzicie Akademię, jednak musicie wiedzieć że po lewej znajduje się jadalnia, zaś po prawej nasza wspaniała biblioteka! - powiedziała dumnie. -Teraz udamy się na trzecie piętro do waszych pokoi... proszę za mną.
 Powiedziała i ruszyła do góry. Szli bardzo długo krętymi schodami, jakby nie miały końca. Powoli i mozolnie podążali za dyrektorką, która cały czas starała się podtrzymywać rozmowę z wybrańcami. Po drodze informowała ich które piętro właśnie minęli. Gdy wreszcie doszli do trzeciego piętra, kobieta skręciła w lewo. Ich oczom ukazał się kolejny korytarz, tylko tu co kawałek były drzwi.
-Tutaj znajdują się pokoje uczniów - oznajmiła im Amanda i ruszyła w głąb korytarza.
 Minęli dość dużą ilość drzwi nim się zatrzymali. Kobieta spojrzała wpierw na Ro, potem na Merkucja i Elrika.
-Więc tak... - zaczęła. -Ten oto pokój należy do naszej optymistki - uśmiechnęła się do elfki i wskazała jej drzwi. -A tamten do pana Chanson.
-Dzieciaki! - zaśmiał się Fox, jednak napotykając lodowaty wzrok chłopaka poprawił się. -Uczniowie...jutro punkt siódma widzimy się na śniadaniu! Po nim rozpoczniemy naszą przechadzkę po zamku, abyście kolejnego dnia nie zgubili się idąc na zajęcia!
 Rosel uśmiechnęła się szeroko słysząc że pójdzie w końcu na lekcje, zaś Arronie wszedł do swojego pokoju i rzucając ostatnie spojrzenie wszystkim, zamknął drzwi. Elfka ziewnęła.
-To ja pójdę już spać... nie mogę się doczekać jutra! Nowi ludzie... nauczyciele...uczniowie! - zaczęła na nowo rozkręcać się Ro.
-Idź już spać! - wysyczał ktoś z ciemnej części korytarza.
 Po chwili przed wszystkimi z cienia wyłonił się Hideo. Spojrzał się surowym wzrokiem na dziewczynę. Ta jednak niezrażona wpatrywała się w niego.
-Dobry wieczór! - powiedziała wesoło, jednak wzrok nauczyciela nie uległ zmianie. -Przepraszam już idę... - powiedziała i zniknęła się w swoim pokoju.
-Czemu jesteś dla niej taki okrutny? - zapytał Amdeus z miną zbitego psa.
-Trzeba uczyć dzieciaki dyscypliny! - warknął.
 Nagle drzwi od pokoju elfki się otworzyły, a ona wyjrzała zza nich z wielkim bananem na twarzy.
-No ale wie pan... - nie dane było jej skończyć.
-Idź już do jasnego elfa spać! - wydarł się chłopak ze swojego pokoju.
 Ona szybko zamknęła za sobą drzwi, a wszyscy obecni na korytarzu spojrzeli się po sobie.
-Będą żyć jak elf z człowiekiem - podsumował Elrik.
-Tak - potwierdziła dyrektorka. -Może my też udamy się na spoczynek?
-A może by tak... - zaczął Elrik.
-Smokogrzmot? - zapytał beznamiętnie Hideo.
-Nom! - odpowiedział wesoło młodszy mężczyzna.
-Dobrze... ale tylko jedną partyjkę! - odpowiedziała Amanda siląc się na surowy ton jednak po chwili była cała w skowronkach na myśl o nocnej rozgrywce.
 Cała trójca nauczycieli ruszyła w stronę biblioteki. Zostawiając nowych podopiecznych samym sobie.

§Rosel§

 Gdy tylko Rosel zamknęła drzwi od pokoju ,po dwukrotnym upominaniu jej, zaczęła przyglądać się miejscu, w którym się znajduje. Stojąc przed drzwiami, widziała na przeciwko siebie duże okno, a za nim drzewa kołyszące się z lewej na prawą przez wiatr. Słyszała ich szum. To była jedna z tych rzeczy, która ją naprawdę uspokajała. Odłożyła plecak na dwukolorowym dywanie koło łóżka i rozglądała się dalej. Z drugiej strony stało biurko z planem zajęć, na który swoją drogą aż strach było patrzeć. Wyjęła z szafy pidżamę i się w nią przebrała. Po chwili zaczęła się zastanawiać... "Skąd tu się wzięła moja pidżama?..." Wzruszyła ramionami i rozpakowała plecak. 
-Zaraz zaraz... Gdzie jest Negro?!- wstała na równe nogi i zaczęła się zastanawiać. Wychyliła się okno z nadzieją, że jest gdzieś blisko na dworze. Na szczęście zauważyła go przechadzającego się na dole. wyglądał jak by czegoś szukał. Gdy tylko zobaczył swoją właścicielkę w oknie podleciał i od razu położył się na środku pokoju na dywanie.
-Gdzie ty ten cały czas byłeś?- zapytała.
-Zrobiłem się głodny więc poszedłem wgłąb lasu poszukać czegoś.
-Głuptasie!- uśmiechnęła się Ro- przecież w plecaku mam dużo jedzenia.
Mówiąc to, sięgnęła po plecak i poczęstowała towarzysza pysznymi kanapkami, które zrobił jej kucharz na drogę. Gdy się już najadł, położył się i zasnął, a chwile potem także młoda elfka. 


~Merkucjo Arronie Chanson~

 Miał nadzieję że kiedy zatrzaśnie za sobą drzwi to będzie już koniec i nastanie wreszcie błoga cisza...jednak jego nowa znajoma musiała rozwiać te marzenia swoim gadulstwem. Warknął w jej stronę parę słów nawet nie otwierając drzwi. Kiedy sprawiedliwości stało się zadość stanął opierając się o drzwi i dokładniej rozglądając się po pokoju. Łóżko znajdowało się w lewym koncie pomieszczenia i ustawione było wzdłuż równoległej do drzwi ściany. Przed nim mieściła się szafka nocna z lampą naftową, a w nogach stał drewniany kufer. Po prawej stronie od łóżka znajdowało się dość duże okno, zaś w kącie stała ogromna szafa na ubrania. Od drzwi na lewo mieściło się biurko, a przy nim drewniane potężne krzesło. Na nim znajdowała się kolejna lampa naftowa oraz plan lekcji. Na samym środku pokoju był błękitno-fioletowy dywan. Wszystkie drewniane rzeczy były wykonane z dość ciemnego gatunku owego materiału, którego chłopak nie znał.
 W pomieszczeniu było dosyć jasno gdyż księżyc będąc w pełni wyjątkowo dobrze i silnie odbijał promienie słoneczne. Merkucjo położył swój plecak na kufrze i zaczął wypakowywać swoje rzeczy. Po jakimś czasie na biurku znalazła się sterta papierów oraz parę obitych  w skórę notatników. W szafie wylądowały ubrania, jednakże dziwne było to, że w niej znajdowały się jego ciuchy z domu. "No tak...szkoła magii...". Do skrzyni wpakował jeszcze parę różnych drobiazgów, plecak oraz broń, zaś na niej położył lutnię. Po chwili zastanowienia ponownie chwycił w ręce lutnie i usiadł z nią na podstawie okna. Spojrzał się na księżyc, a następnie zaczął grać na instrumencie melodię, którą kiedyś znało więcej osób niż on sam...

środa, 6 sierpnia 2014

Z punktu widzenia wybrańców

#Wybrańcy#

    Wstał nowy dzień, ptaszki ćwierkały, a przyroda budziła się do życia. Nowi wybrańcy spaliby jeszcze gdyby nie...
-Drzewiec! - krzyknął Merkucjo odskakując do tyłu. W miejscu w którym wcześniej stał spoczywała teraz wielka łapa żywego drzewa. -Osłaniaj mnie przez chwilę, muszę wyjąć truciznę!
    Rosel ledwo przytomna zauważyła wielką gałąź lecącą w jej stronę. Zapewne zostałyby zgnieciona gdyby nie Negro który szybko ją odepchnął.
    Kiedy elfka idealnie przyciągała na siebie całą uwagę stwora, chłopak nasączył swoje sztylety w truciźnie i rzucił się na niego. Wybiegł przed dziewczynę i przejął rolę ruchomego celu, jednak wcześniej rzucił kompance fiolkę z wywarem.
-Nasącz strzałę i wyceluj ją w serce! - zarządził i zadał pierwszy cios w nogę stwora.
    Dziewczyna zdziwiona popatrzyła się na czarny płyn i zrobiła tak jak jej powiedział. Chciała wycelować w miejsce które jej wskazał ale było ono szczelnie zasłonięte. "Gdyby się nie ruszał to dałabym radę wcelować w tę przerwę w jego korze". Ku jej zdziwieniu drzewiec zatrzymał się w miejscu.
-Dalej! - usłyszała krzyk chłopaka. Szybko napięła łuk i wystrzeliła. Strzała dosięgła celu! -Chodź! - usłyszała głos złotookiego tuż przy sobie, a po chwili została brutalnie odciągnięta do tyłu.
   Kiedy się zatrzymali drzewo spadło idealnie metr od nich. Merkucjo puścił Ro i udał się po swój plecak, który porzucił jakiś kawałek dalej.
-Teraz dopiero widzę jakie to było duuże - powiedziała Elfka patrząc na drzewca.
    Chłopak spojrzał się na "trupa" leżącego na ziemi ale nic nie powiedział. Zapakował swoje rzeczy, założył plecak i stanął patrząc na dziewczynę.
-Ruszamy? - zapytał.
-Yhym! - pokiwała głową na znak że się zgadza.
    Po chwili marszu, a zarazem milczenia Ro zdecydowała się odezwać do Arronia.
-A wiesz że nie musiałeś dawać mi tej trucizny?
-Hym? - uniósł zdziwiony brew. - Samą strzałą byś go nie zabiła.
-No ale ja potrafię sprawić że strzała będzie zatruta! - uśmiechnęła się.
-Serio? - zapytał wręcz błagalnie, jeśli tak potrafi, Merkucjo przechylając głowę w stronę Rosel.
-No! - powiedziała z entuzjazmem.
    Merkucjo zarzucił kaptur na głowę i ruszył szybciej przed siebie. Ro starała się dotrzymać mu kroku. Resztę drogi przebyli w milczeniu. Po paru godzinach zauważyli że las staje się coraz rzadszy. Jakąś godzinę później wyszli na otwartą przestrzeń.
-Patrz Meruś Akademia! - wykrzyknęła uradowane elfka.
    Chłopak zmierzył ją swoim wzrokiem i rzekł:
-Gdyby wzrok mógł zabijać już by nie żyła... - powiedział próbując się uspokoić.
-Cały Meruś... - westchnęła. -Teraz tylko trzeba przedostać się na drugą stronę! - powiedziała optymistycznie patrząc na przepaść, która znajdowała się kawałek przed nimi.
-Jakaś propozycja? - zapytał ignorując z wielkim trudem przezwisko.
-Wsiadasz? - zapytała wchodząc na swojego chowańca elfka.
-Hym? - mruknął mierząc gryfa wzrokiem.
    Następnie podszedł do krawędzi urwiska i spojrzał w dół. Na samym dnie znajdowała się rwąca rzeka, a w niej wiele ostrych jak brzytwa kamieni. Chłopak jeszcze raz spojrzał na zwierza.
-To widzimy się po drugiej stronie - powiedział chłodno i wyjął sztylety.
-On nie lubi sobie ułatwiać życia... - pokręciła głową. -Jak tam chcesz - wzruszyła ramionami i odleciała.
    Dosłownie po pięciu sekundach była po drugiej stronie. Merkucjo dopiero podszedł do krawędzi i wyjmował coś z torby. Wyjął z niej jakąś fiolkę i poruszył nią na boki. Trochę zniesmaczony wyciągnął rękę i wylał jej zawartość do rzeki. Szybko schował szklany przedmiot z powrotem do plecaka. Następnie chwycił sztylety i skoczył.
-Co on robi? - mruknęła zdziwiona dziewczyna do Negro.
    Młody alchemik niczym asasyn leciał coraz szybciej w dół, z pełnym spokojem jak Altair podczas skoku wiary. Można by pomyśleć że chce się zabić ale po chwili on...odbił się od tafli wody i szybował w górę niczym ptak. Więc niecałą minutę od skoku znalazł się obok Rosel.
-Idziemy - zarządził poprawiając plecak i ruszając przed siebie.
    "To tak się da?" Pomyślała i ruszyła za nim bez słowa. Już z daleka mogli dostrzec ogromne obronne mury zamku. Zbudowane były z dość ciemnych kamiennych bloków. Za częścią obronną najwidoczniej musiała się znajdować duża wolna przestrzeń gdyż główna budowla znajdowała się kawałek od muru. Zamczysko, o inaczej tego się nazwać nie dało, prezentowało się wspaniale. Zapewne zajmował 3/4 powierzchni wydzielonego terenu, a wolnego miejsca najwidoczniej było bardzo dużo. Aby dostrzec najwyższą wieżę trzeba było zadrzeć bardzo wysoko głowę. Na samym szczycie znajdowała się kopuła z której wystawał teleskop.
    Przed bramą prowadzącą na teren Akademii przywitała ich komisja składająca się z trzech postaci wśród których była jednej kobiety, która ukrywała się pod parasolem. Wybrańcy uważnie zmierzyli ich wzrokiem.
-Witajcie kochani! - wykrzyknęła kobieta i przytuliła nowych uczniów. Wyglądała na maks trzydzieści lat ale jej nienaturalnie blada cera i czerwone oczy zdradzały jej rasę, a zarazem wiek. -Jestem dyrektorką szkoły do której będziecie uczęszczać, a nazywam się Amanda Canines!
    Rosel równie entuzjastycznie przywitała się z dyrektorką zaś Merkucjo jak to on z pełną powagą i oschłym brzmieniem. Kobieta po chwili "ogarnęła" się.
-Właśnie...Merkucjo za pewne pamiętasz pana Elrik'a ale panienka Rosel go nie zna więc... - skinęła na mężczyznę głową, a on wystąpił do przodu.
-Elrik Amdeus Fox, miło mi cię poznać Rosel - ukłonił się. -Będę was uczyć Czytania Run oraz Magii...jakby co...jestem czarodziejem, a nie człowiekiem. - wyszczerzył się.
    Złotooki zmierzył go wzrokiem. "Czy on uważa że jesteśmy idiotami? Co za czarodziej..." Następnie przeniósł swój wzrok na ostatnią osobę, której nie mógł wyrazie dostrzec.
-Dziecinko moja ty... - zwróciła się pieszczotliwie do elfki. -Niestety Jim miał wypadek i nie będzie mógł być twoim opiekunem...ale! Ten oto tutaj pan - wskazała na postać ukrytą w cieniu. -Jest twoim nowym opiekunem.
    Z mroku powoli wyłoniła się dziwna dość sylwetka. Długa szata sięgała ziemi, a kaptur zakrywał całą twarz. Lekki powiew wiatru sprawił że ubranie rozwiało się i ukazało sylwetkę mężczyzny. Nastolatkowie zdziwieni wpatrywali się w głowę osobnika. Powolnym ruchem zdjął on dumnie kaptur i ukazał swoją twarz.
-Hideo Rudis, wasz nowy nauczyciel od Obrony przed Czarną Magią oraz Transmutacji. - powiedział tak poważnie i z taką wzgardą w głosie, że aż ton Merkucja można zaliczyć do miłego przy nim. -Jak mój towarzysz...
    "Aż się prosi by powiedział "niedoli"" Pomyślał chłopak i wywrócił oczami.
-...w nauczaniu innych takich jak wy, powiem wam że jestem Wężołakiem.
    Nowi uczniowie placówki wpatrywali się w pana Rudisa szeroko otwartymi oczami.
-Wow! Jeszcze nigdy nie miałam takiego nauczyciela...pomijając fakt że nigdy nie miałam nauczyciela - skomentowała jak zwykle radośnie i beztrosko Ro.
    Merkucjo jak to miał w zwyczaju na komentarz dziewczyny w akcie zażenowania wywrócił oczami. Wychowawca Rosel krytycznym wzrokiem spoglądał w jej kierunku, marszcząc przy tym swoje łuski.
-Powiem Ci wprost...nie lubię elfów - wyraził swoje zdanie i odpełzł.
-Śmieszny jest, co nie? - zapytała wieczna optymistka swojego kompana.
    Elrik, wciąż stojąc w tym samym miejscu i obserwując zaistniałą sytuację, uśmiechnął się pod nosem i rzekł:
-Może pójdziemy do Akademii? - zapytał drapiąc się nerwowo w tył głowy.
-Już się nie mogę doczekać kiedy zobaczę swój pokój! - wykrzyknęła uradowana i wybiegła na przód.
-Wulkan Energi! - powiedziała wesoło dyrektorka i ruszyła za nią.
-Heh... - Amdeus nie zaprzestając swojej poprzedniej czynności zwrócił się do Merkucja. - To my może też? - zapytał wskazując na dwie kobiety znikające już powoli w ciemności, która spowijała nocą zamek.
    Chłopak spojrzał się na swojego nauczyciela, a następnie przeszedł obok niego bez słowa i ruszył za resztą znikających już postaci.