Z każdym krokiem postawionym ku arenie, nowicjuszy ogarniał ogrom tamtego miejsca. Z pewnością mogła pomieścić około miliona istot, co było dość przytłaczające.
- W tym miejscu będziecie doznawać wielu nieprzyjemnych chwil, które będą obserwowane przez parę setek, tysięcy, a czasami miliony ślepi. To moje ulubione miejsce...zbudowane na fundamentach zaschniętej krwi i łez przegranych, a czasami nawet martwych ciał - rozmarzył się Hideo. - A jak wam się podoba? - zerknął na wybrańców ze zwycięską miną.
- Mnie się to nie podoba, nie wiem jak panu...architektura taka zacofana...i ogólnie ten co to stworzył to chyba miał wypite... - wypowiedziała się z pełną powagą Rosel. - A co ty myślisz Meruś?
Chłopak z uniesioną jedną brwią ku górze wpatrywał się w elfkę. Najwidoczniej długo się zastanawiał nad doborem słów, gdyż wzrok miał wyjątkowo rozbiegany.
- Nie wiem czemu? Jak to możliwe i co mi się stało? Chyba się zatrułem... - powiedział, a to ostatnie mruknął jakby do siebie. - Muszę się z Tobą zgodzić, ale tylko co do budowy tego, bo reszta to fajna...jak dla sadystów - syknął i uśmiechnął się szyderczo, patrząc głęboko w oczy wężołaka.
- W rzeczy samej - odparł twierdząco Rudis.
- A co pan o tym myśli, panie Fox? - uśmiechnęła się zielonowłosa.
- Rosel lepiej nie... - szepnęła do niej dyrektora, ale było za późno.
Wszyscy spojrzeli się na młodego nauczyciela, od którego w tej chwili dało się wyczuć aurę, którą wytwarza tylko wkurzony smok. Oznaczało to, że było źle, bardzo źle. Elrik z opuszczoną do tej pory głową uniósł ją powoli do góry. Jego wzrok w tej chwili mógł przeszyć nawet skamieniałe serce jego wężowatego przyjaciela.
- Moi kochani... - wysyczał jadowicie. - Ja to projektowałem! - wykrzyknął i chwycił nic nie spodziewających się uczniów za gardła i podniósł do góry. - Ale... - westchnął. - Wybaczam wam! - przytulił ich szybko i uśmiechnął się. - Jak ja kocham młodziaków - wyćwierkał wręcz.
- Co?! - wykrzyknęli w jednej chwili. - Co?!
- Jaka synchronizacja! - zaśmiała się Amanda. - Chodźcie już, bo nigdy tego nie zwiedzimy!
Elrik, jak gdyby nigdy nic, puścił uczniów i ruszył w siną dal. Wszyscy zachowywali się jakby to było choć odrobinę normalne, a nie było, przynajmniej nie dla nowych.
Kiedy cała kompania znalazła się na terenie koloseum, szczęki im opadły, mogłyby tu na spokojnie walczyć dwa smoki, a i tak by nie zabrakło przestrzeni. Miejsce dla widowni znajdowało się na wysokości 5 metrów, a kończyło na 20. Prowadziło tam wiele przejść normalnych, a nawet tych podziemnych.
- Aktualnie jak widzicie, odbywają się tutaj zajęcia, w których wy będzie uczestniczyć już w czwartek - powiedział wesoło mag.
- W czwartek?! Dopieeero? - zawyła smutno elfka.
- O kogo tu mamy?! - krzyknął Apollo. - Nowi, nowa krew! - uśmiechnął się błyskając białymi zębami.
- Tak, świeże mięso przyszło - zaśmiała się wampirzyca, a wybrańcom przeszedł dreszcz po plecach, a Merkucjowi nie tylko dreszcz.
Ten już niestety leżał na ziemi, z kimś na sobie, lecz nie widział zbyt dużo ponieważ blond włosy zasłaniały mu wszystko. Po chwili ciężar drugiej osoby przestał ugniatać jego ciało. Postać uniosła się na rękach i patrzyła na niego wesoło. Okazała się być to elfka o dość dobrych walorach ciała i ładnej, młodej, twarzy.
- Meruś, czy ty masz dziewczynę?! - wykrzyknęła Rosel. - Czemu nic nie powiedziałeś? - mruknęła robiąc smutną minę.
- Co? Nie! Że co?! - warknął w końcu, otrząsając się ze stanu otumanienia. - Kto ty?! - warknął leżąc jak kłoda na ziemi.
- Azaliaaa! - zawył z wyrzutem i smutkiem Apollo podnosząc kobietę. - On jest za młody i za brzydki - stwierdził robiąc maślane oczka do kobiety.
Uczniowie zainteresowani całą sytuacją podbiegli do zbiorowiska i szeptali między sobą.
- O patrzcie! Nowi, a już zwracają na siebie całą uwagę nauczycieli! Uświadomię was świeżaki, nie jest to szkoła prywatna - warknęła patrząc wyniośle na całą sytuację.
- I mówi to panna Serena, która jest tą całą ocalałą z wielkiej katastrofy swego ludu i wychowaną przez starszyznę swej rasy. Ojej twoja publika się rozeszła, jak mi przykro... - zironizował jej częste zachowanie biały elf, wychodząc z tłumu.
- Czy ty musisz się zawsze wtrącać, marna podróbko bałwana?! - warknęła na niego dziewczyna.
- Twój geniusz twórczy mnie powala - mruknął z zażenowaniem. - ale tak muszę się wtrącać, gdyż kto inny obroni tego wapatoka i tę łagodnej urody łanię naszego pokroju gatunkowego? - odezwał się jak zwykle poważnie przenosząc wzrok z bruneta na zielonowłosą i zatrzymując na niej wzrok.
- Czym ja jestem? - syknął wkurzony Merkucjo.
- Meruś... - szepnęła do niego Ro. - Nie chcesz wiedzieć co to znaczy - stwierdziła poważnie.
- Wapatok to obraźliwe określenie na rasę ludzką, mające na celu wytknięcie im braku nadzwyczajnych umiejętności, czyli zatrzymaniu się w ewolucji - streścił szybko Apollo.
- Ja ci dam wapatoka, Śnieżynko! - bąknął chłopak, chwytając za rękojeści sztyletów.
- Meruś uspokój się! - poprosiła Rosel chwytając go za rękaw.
- Nie jestem Meruś! - warknął wyrywając się jej.
- Jak możesz się tak zwracać do damy?! - oburzył się albinos.
- No właśnie Meruś jak możesz?! - zawtórowała elfowi elfka.
- Aaagh! - wykrzyknął człowiek. - Ether! Szkarado! - krzyknął nagle.
- He? - odjęknął stwór, który nagle się tam pojawił.
- Przydasz się! - warknął. - Zjedz ich!
- Nie no, będę mieć niestrawności... - starał się zachować powagę stwór.
- Tooo... - zaczęła kompanka chłopaka. - Jestem Rosel, w skrócie Ro. Miło mi was poznać! - zaśmiała się wesoło wyciągając rękę do białowłosego, a potem do białowłosej.
- Wielki zaszczyt mi przypadł poznając ciebie, dla twej osoby jestem Tsu - pochwycił jej dłoń i ucałował.
Całą wyniosłą atmosferę, zepsuła druga osoba czekająca na przywitanie się z nową.
- Nie lubię cię - odpowiedziała krótko patrząc świeżakowi głęboko w oczy.
- Hihi - zaśmiała się zdziwiona Ro. - Co?
- No, nie słyszysz? - odpowiedziała zadufana.
- To może na rozładowanie emocji pójdziemy zwiedzać dalej? - zapytał zakłopotany Elrik.
- Nie! - wykrzyknęła panna Arquero. - Skoro jesteśmy na arenie to może zawalczymy? - spojrzała się znacząco na nową rywalkę.
- A czemu by nie?! - zaśmiał się wesoło Apollo. - Dobry pomysł, co nie Azalia?
- Rzeczywiście dobry - uśmiechnęła się. - Nowi zawalczą, a my ocenimy ich umiejętności!
Merkucjo spojrzał się spode łba na towarzyszkę, która aż z negatywnych emocji drżała. Nie bardzo podobał się mu ten pomysł, ale jego obowiązkiem było stworzenie wokół siebie muru niebezpiecznego i oschłego człowieka.
- Nie ma problemu - odpowiedział ku zdziwieniu reszty.
- Więc, niech rozpoczną się pojedynki! - wykrzyknęli razem nauczyciele od walk.