Amanda wraz z dwójką nauczycieli siedziała przy stole popijając powoli swoją poranną porcję krwi. W tym samym czasie Elrik próbował dojść do siebie po wczesnej pobudce, a Hideo swoim zabójczym wzrokiem patrzył się w stół. Tą względną ciszę przerwało stukanie butów o kamienną podłogę, po chwili w sali znalazła się Ro. Kiedy spostrzegła trójkę znanych jej twarzy od razu ruszyła w ich stronę.
-Dzień... - zaczęła ale ziewnęła. - ...Dobry!
-Witaj Rosel! - przywitała ją kobieta. -Usiądź, napij się czegoś i coś zjedz. Czeka nas dużo zwiedzania - poinformowała spokojnie dziewczynę i wskazała jej miejsce na przeciwko siebie.
Elfka posłusznie zajęła wskazane jej miejsce, zrobiła sobie herbatę i nieobecnym wzrokiem zaczęła patrzeć się w nią. Trwała by w tym stanie gdyby nie jeden z mężczyzn siedzących obok wampirzycy.
-Huh? A gdzie zgubiłaś Merkucja? - zapytał uśmiechają się w jej stronę Elrik.
-Em... jak wyszłam z pokoju to w jego pokoju było całkiem cicho. Może jeszcze śpi? - odpowiedziała i upiła łyk napoju. Gorzki smak uderzył w jej kubki smakowe, skrzywiła się nieznacznie i już chciała poprosić o cukier, gdy nagle zauważyła przed sobą pszczółki. Trzymały one grupowo naczynko w którym znajdowała się żółta, kleista, słodka ciecz. Zamrugała zdziwiona i przetarła oczy jednak robale nie zniknęły. Zaczęły powoli wlewać do jej naparu miód. Rosel patrzyła na to z szeroko otwartymi oczami. Po chwili kiwnęła im głową w geście że już wystarczy, a one odleciały. Elfka odprowadziła je wzrokiem do drugiej części pomieszczenia gdzie najwidoczniej musiała znajdować się kuchnia.
-Zaskoczona? - zapytała wesoło dyrektorka.
Ro upiła łyka tym razem przyprawionego napoju i uśmiechnięta z powodu jego słodyczy odstawiła powoli filiżankę i odpowiedziała.
-I to jak! Czegoś takiego nie widzi się za często! A raczej w ogóle!
-Miło że ci się podoba - uśmiechnęła się Amanda. -Za chwilę będzie siódma, a pana Chanson wciąż nie widać. Może trzeba będzie po niego pójść? - powiedziała i spojrzała się pytająca na Elrika. Ten tylko skinął głową i już miał wstać gdy ponownie w holu rozległo się stukanie butów. Tyle że tym razem kroki były bardziej słyszalne. Widocznie właściciel się wkurzył i musiał sobie potupać.
Kiedy odgłos zaczął się nasilać do sali wszedł chłopak. Jakby wiedział gdzie znajdują się osoby, których szukał bez zawahania podszedł do stolika i usiadł w pewnej odległości od elfki.
-Witaj Merkucjo! - powiedział wesoło Elrik.
Tamten tylko prychnął w odpowiedzi i utkwił swój wzrok w talerzu przed sobą. Nauczyciele spojrzeli się po obydwóch uczniach i następnie zerknęli na siebie znacząco. Nowi wybrańcy byli w o wiele gorszym stanie niż wczoraj po długiej podróży. Dziewczyna już całkowicie ożywiona zagadała do chłopaka wyjątkowo męczeńskim głosem jak na siebie.
-Poduszka? - zapytała się patrząc na niego.
On tylko podniósł głowę do góry i spojrzał się na nią jak na wariatkę. Potem zamyślił się próbując wytłumaczyć głupią wypowiedź swojej towarzyszki jednak kiedy mu się to nie udało postanowił się dowiedzieć o co jej chodziło.
-Co?
-No... poduszka? Czy ciebie też obudziła poduszka? - zaśmiała się.
-Co? - powtórzył pytanie, nie dowierzając w to co usłyszał.
-Wytłumaczenie tego należy do moich obowiązków - powiedział Hideo. -Otóż w naszej szkole praktykuje się nowoczesne sposoby na budzenie uczniów. Nikomu z nas nie chce się łazić od drzwi do drzwi i użerać z wami więc postanowiliśmy wymyślić coś... ciekawszego ale dla nas. Są różne rodzaje "budzików". Jeden z nich to taki że poduszka o danej godzinie podnosi się do góry i przy tym zrzucając głowę osoby śpiącej budzi ją. Jednak jest też taka modyfikacja że ona go po prostu pożera, a on musi się jakoś wydostać. Są także chochliki, które w tradycyjny sposób budzą lub zrzucają z łóżka, wszystko zależy od humorku stworka. Jest też możliwość rozpylenia jakiejś smrodliwej substancji w pokoju, itp.
-Zapalenie pościeli, wylanie wody - zaśmiał się mag.
-Uczniom nie jest do śmiechu - skomentował chłodno Merkucjo i nalał sobie herbaty.
Upił łyk, a potem kolejny. Odsunął filiżankę od siebie. Spojrzał kątem oka na dziewczynę która wpatrywała się w niego. Uniósł jedną brew pytająco.
-Smakuje ci? - zapytała nagle.
-Trochę za słaba moim zdaniem - odpowiedział i napił się ponownie.
Elfka trochę zasmucona faktem że Meruś nie zobaczy tych pszczół spojrzała się na swój pusty talerz, a potem na tacę z wędliną.
-Hym? - spojrzała się za siebie. -Znów zgubiłam Negro!
-Poszedł na swoje śniadanie, widziałam go tam jak odwiedzałam swoją poczwarę- powiedziała dyrektorka.
-A to dobrze wiedzieć! - uśmiechnęła się. -Właśnie byłam zdziwiona że państwo też nie macie ich przy sobie!
-Towarzysze sami automatycznie wiedzą gdzie muszą pójść by coś zjeść, a niektóre po prostu polują lub przychodzą tutaj ze swoimi opiekunami. Twój zapewne poszedł do specjalnej stajni - uspokajał ją Amdeus.
-Towarzysze? Chodzi o tą czarną poczwarę? - zapytał chłopak odsuwając porcelanowe naczynie od ust.
-To nie jest poczwara! - wykrzyknęła zbulwersowana Ro. -Tylko gryf! On też ma uczucia! W przeciwieństwie do ciebie... - powiedziała do siebie cicho, żeby chłopak jej nie usłyszał.
-A właśnie Merkucjo... gdzie twój towarzysz? - zapytała po chwili wampirzyca.
-Słucham? - spojrzał zdziwiony na kobietę. -To ja mam mieć takie coś?! - zapytał zdziwiony, unosząc brew i odsuwając lekko głowę do tyłu.
-Każdy w naszej szkole ma towarzysza...z małymi wyjątkami, ale ty musisz mieć! - powiedziała stanowczo. -Gdzie masz taki mały zwitek, który podarował ci Elrik?
Chłopak wciąż nie zmieniając wyrazu twarzy zaczął grzebać w skórzanej torbie, którą miał przypiętą do pasa po lewej stronie. Chwilę później wyciągnął z niej mały kawałeczek papieru. Spojrzał się pytająco na nauczycieli przed sobą i otworzył zwitek.
Na środku kartki widniał znak w kształcie płomieni. Ułamek sekundy później kartka zaczęła się palić, odleciała z ręki właściciela na podłogę i tam płomień rozrósł się. Wyglądało to jak małe ognisko. Po chwili zaczęły z niego strzelać małe iskierki, które z czasem robiły się coraz większe aż ogień nagle zgasł, a z dymu jaki się przy tym zrobił wyłoniła się postać. Ogromnej wielkości lew o nietoperzowych lub demonicznych skrzydłach. Dumnie kroczył w stronę swojego właściciela, a kiedy się przy nim znalazł otworzył swoje żółte bez źrenicowe oczy.
-Ether, na każde wezwanie i zawołanie. Do usług, panie... - powiedział mierząc chłopaka wzrokiem, a na ostatnie swoje słowo skinął łbem.
-Mantikora, nieźle! - powiedział damski głos, który począł zbliżać się do zbiorowiska.
-O Harvo, już nie śpisz? Dosyć wczesna pora jest, czyż nie? - powiedziała wesoło dyrektorka widząc swoją przyjaciółkę.
-Wiesz że jestem rannym ptaszkiem - zaśmiała się i stanęła za wybrańcami. -Witam was jestem Harva Trax, wasza nauczycielka od jazdy konnej jak i opieki nad magicznymi stworzeniami!
-Miło mi panią poznać! Ja jestem Rosel Arquero, a to jest... - elfka z rozpędu chciała przedstawić swojego towarzysza jednak on postanowił sam to zrobić.
-Merkucjo Arronie Chanson, jak się on pani podoba to może go pani zabrać - powiedział patrząc na "swoją" pokrakę.
-Ja tu ci się tak ładnie przedstawiam, odstawiam na początku piękne widowisko z ogniem, a ty mnie oddać chcesz?! Okrutny żeś ty ale wiedz że lubię takich ludzi! - powiedział szczerząc kły lew.
-Meruś! Będziesz miał na czym latać, a nie na pieszo zasuwać! - wykrzyknęła Ro, zdając sobie sprawę co może zrobić nowy kompan chłopaka.
-Przestań z tym "Merusiem"! - warknął w jej stronę. -I tak bym z tego nie skorzystał - prychnął.
-Hymm...Meruś! Może ty masz lęk wysokości?! - wydarła się Ro.
-Tobie ta poduszka mózg wyprała że takie głupie rzeczy mówisz? - wysyczał przez zęby człowiek. -Bo nawet jak na ciebie te wypowiedzi są poniżej poziomu
-Nieee? Chyba bym poczuła że coś takie się stało! - powiedziała zbulwersowana.
-Boże... - powiedział i zasłonił twarz dłonią.
-Wierzący się odezwał! - zironizowała nie zmieniając swojego tonu.
-Zjedzcie coś, macie 15 minut potem idziemy! - przerwała kłótnię dyrektorka spoglądając gniewnie na uczniów.
Młodzież zabrała się na konsumpcję. Potrawy były najróżniejsze pod względem pochodzenia, zjadliwości jak i koloru. Od żółtych przez czerwone aż po niebieskie, nie pomijając kolorów pochodnych. Można było zjeść najnormalniejszą owsiankę, która serwowana jest chyba na całym świecie, a nawet tęczowe owoce Chody, świętego drzewa, które wydaje plony raz na 4 lata 7 miesięcy 28 dni i pół godziny.
-Można je znaleźć we wszystkich kolorach tęczy, a każdy z nich posiada inny smak. Na całe drzewo zdarza się zawsze jeden nietypowy kwiat, może on przybrać kolor czarny lub biały. Pierwsza barwa pojawia się gdy w świecie zaczynają przeważać zło, a ta druga gdy dobro. Istnieją także tęczowe owoce, na drzewie wyrastają maksymalnie 3 takie, każdy kto je skosztuje przypomni sobie najwspanialsze wspomnienie związane z jakimś smakiem - młody Chanson zerkał w stronę nauczyciela z względnym zainteresowaniem. Chwycił żółty i odgryzł kawałek. Poczuł dobrze mu znany smak najnormalniejszej w świeci gruszki. Zjadł cały i zostawił tylko cienką gałązkę, która znajdowała się tam zamiast pestki lub ogryzka z nimi. -Jako że z owoców nie da się pozyskać nasion na dalsze rozsiewanie drzewa jest ono unikatowe. Według legend kiedyś przynajmniej jedna taka roślina rosła w każdym mieście i posiadała możliwość rozsiewania się dalej jednakże Strilei Władca Podziemi spalił wszystkie prócz tego, z którego zrywamy kwiaty... Ale! Nałożył na nie klątwę i właśnie dlatego straciło ono pestki! - powiedział budującym głosem napięcie Elrik. -Ale to tylko bajki! - zaśmiał się po chwili, a czar prysł.
Merkucjo, który wpatrywał się w nauczyciela od razu stracił nim całkowite zainteresowanie i zabrał się za pieczone smocze ogony. Elfka jednak zaintrygowana całą historią zerkała w stronę różnobarwnych przysmaków.
-One takie ładne kolorowe są! Ale po co rosły we wszystkich miastach? Aż takie dobre? - zapytała patrząc na szczątki owocu, którym zajął się chłopak.
-Dobre może i są, zależy od gustu. Jednakże powód dzięki któremu znajdowały się w najróżniejszych miejscach był prosty. Jako że wyrasta na nich jeden "dobry" lub "zły" owoc mieszkańcy łatwo mogli określić czy muszą się obawiać o swoje życie. Kiedyś jak tych roślin było więcej ich plon wskazywał stężenie wrogów w okolicy około 10 kilometrów. Teraz ostatni już osobnik tej rasy musiał wykształcić sobie większe "pole ostrożności".
-To w końcu jak te wszystkie drzewa zniknęły z miast? Bo skoro tamta opowieść o tym złym była nie prawdziwa to jak to się stało? - zapytał złotooki.
Dyrektorka już chciała odpowiedzieć na pytanie lecz... - A tego dowiecie się na najbliższej lekcji historii oraz mitów i legend, ponieważ będziecie to przerabiać na obydwóch zajęciach!- ... przerwał jej Elrik.
Po skończonym posiłku, Dyrektorka zaproponowała zwiedzanie szkoły. Wszyscy wstali i poszli w stronę ogromnych drzwi prowadzących na korytarz. Skierowali się w stronę biblioteki, znajdującej się naprzeciwko jadalni.
-Łaaał! Ile tu książek! - powiedziała elfka chwilę po przekroczeniu progu drzwi.
-1 453 893 576 404 - odpowiedział Hideo, biorąc słowa Elfki na poważnie.
-Serio? Przestałem liczyć 11 852 książki temu... - odparł lekko zdziwiony Fox.
-Dobrze dzieciaki... - zaczęła wampirzyca - a więc tu znajduje się dział z księgami historycznymi, a dalej na temat stworzeń magicznych. Mamy tu jeszcze dział, fantastyczny, geograficzny, w którym znajdziecie dużą ilość map, o kosmosie, o rodzajach broni, religiach, roślinach i ich zastosowaniu, językach, oraz wiele wiele innych. W skrócie na każdy przedmiot znajdziecie książkę, która wam pomoże w nauce.
-Chodźmy teraz pozwiedzać sale lekcyjne! - zaproponował Elrik.
Wszyscy ruszyli za nim w stronę wyjścia. Merkucjo wychodząc szybko ogarnął pokój wzrokiem. Mimo iż stał praktycznie przy samym wejściu rozmiar pomieszczenia przeraził go. Przed nim rozciągały się liczne półki, zapełnione książkami, aż do sufitu, który był nadzwyczaj wysoko.
-Biblioteka ma mniej więcej wysokość dwóch pięter - skomentował mag widząc rozglądającego się człowieka.
-Warto wiedzieć - mruknął i przeszedł obok mężczyzny.
-To teraz sale lekcyjne! - powiedziała radośnie Ro.